Bistro, w którym było pstro


Niedawno miałam wielką przyjemność projektować remont małej, rodzinnej restauracji. Bardzo lubię komercyjne przestrzenie, bo - z racji tego, że mają przykuwać oko a raczej nie spędza się tam tyle czasu, ile w domu - wymagają pewnego dramatyzmu, wręcz teatralności :) i pozwalają na realizację bardziej szalonych pomysłów. Istotnym jest też to, że z racji dużej ilości tego rodzaju miejsc (podobnie jak salonów fryzjerskich i kosmetycznych), żeby wyróżnić się na tle konkurencji, trzeba postawić na unikatowość i podkreślenie własnych atutów. Przemyślane, gościnne i warte zapamiętania biuro/salon/itp jest więc niezbędnym elementem w rozwoju marki.
Jeśli więc, drogi czytelniku, prowadzisz jakąkolwiek działalność związaną z usługami, a Twoi klienci mają spośród tysięcy wybrać właśnie Ciebie, to wiedz, że temat aranżacji wnętrz Cię nie ominie!

Właścicielka małego bistro w małym miasteczku doszła do podobnych wniosków, choć w tym przypadku kwestie marketingowe i sprzedażowe były na drugim planie. Impulsem do zmian była 9-metrowa ściana w kolorze fuksji, która po początkowym zachwycie, zaczęła właścicielki powoli drażnić. Chęć przemalowania ścian była kamykiem, który ruszył lawinę, bo przecież jak już coś robimy, to róbmy to dobrze, najlepiej według jakiegoś planu. I takie podejście to ja szanuję :)

Budżet na zmiany był niewielki. W związku z tym projekt faktycznie, wychodził niewiele poza początkowy zamysł odświeżenia ścian w lokalu. Diabeł jednak tkwi w szczegółach: malowanie ściany stało się więc nieco bardziej finezyjne - zastosowanie pionowych podziałów i pastelowej palety barw, razem ze starą podłogą z kamiennych odpadów, której nie mogłyśmy wymienić, dało bardzo fajny efekt włoskiej gelaterii w czasach ich rozkwitu: niczym Rzymskie Wakacje  z Audrey Hepburn i Gregorym Peckiem :)











a tak wygląda przed zmianami:

Komentarze

Popularne posty